Historie wokół samowara część I.

Dziś wybrałam się na spacer; nogi zawiodły mnie do Ogrodu Szeląg i choć minął już miesiąc od zakończenia festiwalu Herbaty Zaparzaj!, nagle z całą wyrazistością powróciły wspomnienia z tego pełnego dobrej energii i radości wydarzenia. Tegoroczny Festiwal Zaparzaj! był jak bollywoodzki film – czasem słońce, czasem deszcz. Najbardziej wyrazistym wspomnieniem jednak był deszcz – jak lunął nagle, pół godziny przed moim punktem programu, kiedy na ustawionych już stołach miałam rozłożone obrusy lniane i porcelanowe filiżanki oraz talerze na słodycze. I pomimo tego, że wszystko stało pod namiotem, to po kilku minutach na moim stanowisku wszystko było przemoczone do suchej nitki – w filiżankach zebrało się dostatecznie dużo wody, że wystarczyło dolać esencję herbacianą, aby można się było delektować herbatą na deszczówce. Razem z Wiktorem i wolontariuszem Jankiem walczyliśmy z wodą, która zamiast spływać z dachu namiotu, zbierała się między stelażem załamując namiot do środka, więc trzeba ją było nieustannie wylewać na zewnątrz.

A przecież z samego rana nic nie zapowiadało takiego armagedonu…

Pamiętam jak w sobotę 26 sierpnia z walizką pełną obrusów i obładowana torbami ze wschodnimi słodyczami, które miałam na swój punkt programu, przyjechałam na Festiwal.

Lubię to zielone, na wpół dzikie miejsce, jakim jest Ogród Szeląg. Przycupnąwszy z czarką herbaty lub książką przy jakimś stoliku lub schowawszy się na leżaczku pod jabłonią, można delektować się herbatą, zielenią i obserwować, jak leniwie płynie Warta, jak uczestnicy Festiwalu niespiesznie przechadzają się między stoiskami z herbatą, artystyczną biżuterią, domowej roboty słodyczami i herbacianymi utensyliami, z cudowną ceramiką do herbaty włącznie…W ciepły, trochę nawet parny dzień, powietrze czule oblepiało ciała uczestników Festiwalu spowalniając ich ruchy; jakby zmuszało do zwolnienia zwykłej aktywności, wymuszało koncentrację na niespiesznych rozmowach i na smakowanych naparach herbacianych… wszystko dookoła się rozleniwiło odnajdując błogą radość w tym narzuconym powolnym tempie.

Niespiesznie przeszłam się po stoiskach z wystawcami, aby przywitać się ze znajomymi. Małgosia z Herbaty Czas poczęstowała mnie herbatą z bambusowego kija – była to herbata mocna, wyrazista, torfowa… Sącząc napar małymi łyczkami i przysłuchując się jednym uchem tego, co o tej herbacie opowiada Małgosia zainteresowanym gościom pomyślałam, ile emocjonalnego ciepła ma w sobie takie częstowanie innych herbatą; taki skromny prezent w postaci symbolicznej czarki naparu potrafi związać serdeczną przyjaźnią wiele osób na długie lata; ile bliskich więzi rodzi się podczas wspólnego wyłapywania smaków z degustowanego wspólnie naparu. I nie ma znaczenia jakim językiem mówisz, z jakiego kraju pochodzisz, jaką pracę wykonujesz – przy herbacie spotyka się człowiek z człowiekiem i porozumiewa się meta językiem pozbawionym uprzedzeń. Pomyślałam też sobie, że tegoroczne hasło Zaparzaj czyli „herbata bez granic” jest uniwersalnym hasłem i chyba w najdoskonalszy sposób oddaje ducha herbaty oraz wszystkie wartości, z którymi kultura herbaty – niezależnie od miejsca na Ziemi – powinna być kojarzona…

Pomimo kilku wypitych „na dzień dobry” czarek dobrej herbaty, nieustannie chciało mi się pić. Może dlatego z ciekawością i nadzieją poszłam na wykład przedstawicieli Brity Polska, festiwalowego Sponsora Głównego – Elizy Morawskiej oraz Przemka Krysztofowicza o filtrach do wody. Spotkanie było szalenie ubogacające – dowiedziałam się dużo nieznanych mi szczegółów i o wodzie w ogóle, i o wodzie w naszych wodociągach, i o samych filtrach Brita – ich roli i funkcjonowaniu. A potem napiłam się wody z punktu poboru wody, który na potrzeby Festiwalu został ustawiony przez Britę i każdy mógł się z niego napić czystej, przefiltrowanej wody…

zdjęcie: Julita Kępińska

Ta woda – to było coś fenomenalnego! Wszyscy, którzy ją pili przyznawali, że jest wyborna – miękka, słodka; jedwab na podniebieniu po prostu… I żeby nie było wątpliwości – nie mam podpisanej umowy z Britą! Mój zachwyt nad tą przefiltrowaną wodą jest czysto subiektywny i w pełni nieopłacony! 😊 Mnie smakowała tak bardzo, że – jak stwierdziłam po Festiwalu – wypiłam na Zaparzaj! więcej wody niż herbaty; choć herbata na tej wodzie to też coś przesmacznego 😉

Po wykładzie o wodzie wskoczyłam na spotkanie z Robertem Tomczykiem, gdzie próbując odnaleźć subtelne różnice pomiędzy piciem a degustowaniem herbaty mieliśmy okazję spróbować wielu ciekawych herbat w różnorodny sposób zaparzonych.

zdjęcie: Cezary Ciszewski/ Wyczajone Miasto

Był czas na edukację, był także czas na delektowanie się herbatą i cieszeniem się towarzystwem innych herbaciarzy – siedzeniem na trawie lub pomoście nad Wartą i rozmawianie o podróżach, przeżytych doświadczeniach, spotkaniach z innymi ludźmi…

ja, Krzysiek, Ewa i Jirka ❤
Ewa zaparza tegoroczna herbatę zieloną z Shirakawy – prezent od pana Kazushige Watanabe ❤

Do rozpoczęcia mojego punktu programu, czyli do spotkania przy samowarze było jeszcze sporo czasu. Jednak poprosiłam Organizatorki, aby już przygotowały dla mnie miejsce, czyli ustawiły namiot i stoły, abym mogła na spokojnie sobie wszystko rozstawić. Prawdę mówiąc byłam trochę zestresowana tym przedsięwzięciem, ponieważ tego typu spotkanie robiłam po raz pierwszy. Co prawda myślałam o tym od paru lat; przygotowanie herbaty z pomocą samowara oraz spotkanie przy stole nawiązujące stylistycznie, chociażby w małym stopniu, do spotkań przy samowarze w osiemnastowiecznej Rosji, już od dawna chodziło mi po głowie. Pierwsze próby parzenia herbaty z samowara miały miejsce podczas Herbacianej Terenówki nad Jeziorem Rusałka w Poznaniu, przy niemiłosiernym wietrze, w towarzystwie morsujących pań i panów. Wtedy to spotkanie miało egzotyczny charakter, ale raczej nie dało przyjemności delektowania się herbatą – silny wiatr i zbyt niska temperatura pozbawiła nas przyjemności zrelaksowania się przy samowarze i cieszenia się swoim własnym towarzystwem skupionym przy ciepłym, szumiącym gotującą się wodą samowarze.

Zatem, kiedy nieśmiała propozycja zrobienia punktu programu z samowarem na Festiwalu Zaparzaj! spotkała się z aprobatą Organizatorek, zaczęłam zgłębiać temat i koncypować, jak w możliwie najwierniejszy sposób przekazać tę niezwykłą kulturę picia herbaty polskim herbaciarzom.

Dzięki bezinteresownej pomocy wielu ludzi udało mi się zdobyć piękne lniane obrusy, łyżeczki oraz różnorodne porcelanowe filiżanki i spodeczki w takiej ilości, aby móc ugościć ok. 10 uczestników spotkania. Zatem kiedy Organizatorki już ustawiły dla mnie na pomoście nad rzeką zadaszenie oraz stoły, zaczęłam – razem z nieocenionym Wiktorem – te wszystkie piękności wykładać z walizki i kartonów. I kiedy tak radośnie ustawiałam filiżanki, Wiktor spojrzał w ciemniejące nagle niebo i powiedział proroczym tonem: zaraz będzie padać! Odparłam w swej naiwności, że Góra nie może mi tego zrobić skoro już nakryłam do stołu i zaraz będę wystawiać jedzenie, aby potem rozpalać samowar; przecież nie rozpalę samowara w deszczu! A jednak Góra mi to zrobiła! Po kilku minutach całkowicie zniknęło słońce, błękitne niebo poszarzało gwałtownie a na dachu namiotu usłyszeliśmy pojedyncze, ciężkie krople, które natychmiast niemal zamieniły się w bębniącą ulewę. Za mną, na wzniesieniu, gdzie swoje stanowiska mieli wystawcy, widziałam poruszenie, bo wszyscy jak jeden mąż ratowali swoje towary przez zalaniem.

Podoba mi się sentencja, że nieważne co się nam przytrafia – ważne, jak my na to reagujemy… Kiedy po chwili ratowania obrusów przed wodą okazało się, że na nic się nie zdadzą nasze usiłowania, usiadłam na krześle i zapatrzyłam się na bombardowaną kroplami deszczu Wartę. Nie chciało mi się płakać, chciało mi się śmiać. Może tak właśnie miało być? Co ciekawego z tego wszystkiego może wyniknąć? Po chwili jednak trzeba było porzucić i te kontemplacyjne rozważania, bo zbierająca się na dachu namiotu woda nie spływała, ale złowrogo gromadziła się grożąc załamaniem zadaszenia i wylaniem się nam na głowy…

W tym ferworze walki z deszczem zaczęłam się jednak zastanawiać czy do zaplanowanego mojego punktu programu w ogóle dojdzie… czy zapisane osoby nie zrezygnują przestraszone deszczem, czy w ogóle przestanie kiedyś padać…

krajobraz po burzy…
zapłakana filiżanka…

Ale kiedy postanowiłam, że jednak trzeba ten punkt programu odwołać – deszcz ustał, niebo znów zrobiło się błękitno-czyste i ubrało się w słońce i tęczę, a obok mnie nagle pojawili się Goście oznajmiając, że przyszli na spotkanie z samowarem. Janek, który był wolontariuszem przydzielonym mi do pomocy oznajmił, że idzie po wodę. Cóż było robić? Nie czas rezygnować ze spotkania przy herbacie… 😉

Poprosiłam Gości, aby pomogli mi rozłożyć zastawę na stole i jedzenie na talerzykach. Rozpaliłam samowar. Janek przyniósł wodę i oznajmiając, że zna się na rozpalaniu i podtrzymywaniu ognia, bo był harcerzem, przejął ode mnie opiekę nad samowarem, za co jestem mu ogromnie wdzięczna.

Janek – opiekun samowarowego ognia.
zdjęcie: Julita Kępińska
Podano do stołu 😉
zdjęcie: Cezary Ciszewski/ Wyczajone Miasto

Zabrałam więc moich wspaniałych Gości w bardzo niepopularny w tej chwili kierunek: do Rosji, a właściwie do czasów carskiej Rosji przełomu XVIII i XIX wieku. Uważam jednak, że herbata nie ma – przynajmniej dla mnie – charakteru politycznego, tylko ludzki i jestem przekonana, że odżegnywanie się od bogatej kultury, która może ubogacić nasze życie i zbudować między ludźmi mosty zamiast mury, jest bezrefleksyjnym wylewaniem dziecka z kąpielą. Mi bardzo zależało, aby uczestnicy spotkania, na którym króluje samowar czuli się zrelaksowani i bezpieczni, aby mieli radość ze swojego wzajemnego towarzystwa, wspólnego picia herbaty oraz z degustacji popularnych rosyjskich słodyczy przygotowanych do herbaty. Chciałam, aby poznali fascynującą historię samowara, kulturę picia herbaty i spotkań towarzyskich przy tym – jak się w Rosji mówi na samowar – Generale stołu.

zdjęcie: Julita Kępińska

Ośmielę się stwierdzić, że spotkanie wypadło wspaniale! Goście mówili, że herbata była przepyszna, wszystkie słodycze do niej również wyborne a opowieści ciekawe.

zdjęcie: Cezary Ciszewski/ Wyczajone Miasto

Gdy minął programowy czas spotkania powiedziałam do Janka, aby już nie dokładał drewna do samowara abyśmy mogli powolutku zbierać wszystkie rekwizyty biesiadowania. Ale w tym samym momencie do stołu podeszły zaciekawione osoby i zaczęły padać pytania czy można się napić herbaty z samowara… Jakże można było odrzucić taką prośbę?! Herbaty w ogóle, a zwłaszcza z samowara, nie wolno, a wręcz nie wypada odmawiać! 😊

zdjęcie: Cezary Ciszewski/ Wyczajone Miasto

Janek więc dołożył drewna do samowara, ogień buchnął ze zdwojoną mocą i po chwili wszyscy znów usłyszeli przyjemny szum gotującej się wody. I ja sobie usiadłam przy stole i nalałam sobie herbaty. Przyszli dawno niewidziani znajomi, zaczęliśmy wspominać przeszłe czasy… Przysiedli się nowi znajomi i ośmielili się opowiedzieć swoje historie… W pewnej chwili ze wzruszeniem stwierdziłam, że przy stole z gorącym samowarem siedzą Polacy, Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Włosi, Japończycy… Z Robertem na herbatę na chwilę przyszła też Chinka. O tym właśnie marzyłam: aby przy herbacie spotykali się po prostu ludzie i niezależnie od wszystkiego cieszyli się swoim towarzystwem, i pili dobrą herbatę. Bo herbata nie zna granic…

zdjęcie: Julita Kępińska

Drugi dzień Festiwalu Zaparzaj był jakby przedłużeniem pierwszego, choć już – na szczęście – bez nagłej ulewy w ciągu dnia 😉 Miałam możliwość swobodniej pochodzić po Ogrodzie Szeląg, dokładniej obejrzeć sobie rzeczy z Targu Herbacianego, kupić herbatę, kilka czarek, porozmawiać ze znajomymi a nawet dostać w prezencie książkę Wiktora Pielewina w orginale, za którą bardzo dziękuję Andriejowi – moje wzruszenie podarunkiem pozostaje silne do dziś, za każdym razem, gdy mój wzrok padnie na tę książkę leżącą teraz na biurku i czekającą na przeczytanie. Z tego epizodu będącego kawałkiem puzzla większej, cudownej całości, jaką był Festiwal Herbaty Zaparzaj i jego niepowtarzalna atmosfera oraz otwarci, pełni serdeczności, wewnętrznego piękna i pasji ludzie, nakierował mnie na postanowienie, aby na blogu szerzej opisać historie snute wokół samowara, ponieważ kultura samowarowa jest pięknym, szerokim zjawiskiem mogącym ubogacić Drogę Herbaty każdego herbaciarza.

niech herbata niesie pokój i łączy wszystkich ludzi…
zdjęcie: Natalia Sobiech

P.S. Dziękuję Organizatorkom za tegoroczny Festiwal Zaparzaj, wszystkim przewspaniałym Wolontariuszom, profesjonalistom i pasjonatom prowadzącym poszczególne punkty programu Festiwalu, przecudownym wystawcom, uczestnikom Festiwalu a przede wszystkim – przepraszam za bezpośredniość – moim wszystkim najcudowniejszym Gościom przy stole z samowarem!

zdjęcie: Natalia Sobiech

P.S.2: bogatą fotorelację z tegorocznego Festiwalu Herbaty Zaparzaj! można podziwiać na profilu Stowarzyszenia Zaparzaj, na fb: https://www.facebook.com/zaparzaj

Jedna myśl na temat “Historie wokół samowara część I.

Dodaj komentarz