Herbaciarnie miłe memu sercu…

Trafić do miejsca, gdzie można napić się herbaty wcale nie jest trudno. Ale co sprawia, że chce się do konkretnej herbaciarni wciąż i wciąż wracać? Jak to się dzieje, że pragnąc wspomnieć jakieś przyjazne i dające poczucie bezpieczeństwa miejsce z herbatą, od razu przed oczami pojawia się wspomnienie tej a nie innej przestrzeni? Nie wiem, ale…
Pamiętam bardzo dobrze dzień, w którym Robert zabrał mnie do niesamowitego miejsca – herbaciarni pani Matyldy:閒茶 kanncha. Niepozornie wyglądający dom w tokijskiej dzielnicy Ueno nie obiecywał, że w środku będzie magiczny świat herbaty, którego nie chce się opuszczać….

   
Duch herbaty krążył tam władczo i niespiesznie; przysiadał na drewnianych półkach z gaiwanami i maleńkimi czajniczkami, które rozczulały kruchością i delikatnością, zachwycały kolorami obiecując robić tylko szlachetne napary herbaciane…Każdy element wystroju był na swoim miejscu – wielość oryginalnych drobiazgów nie przytłaczała.

              

W tym artystycznym, precyzyjnie wykreowanym świecie pojawiła się pani Matylda – przeurocza, skromna i radośnie uśmiechnięta gospodyni. Właściwie to radość pani Matyldy chyba najbardziej wynikała z faktu, że widzi Roberta 😉 Spośród kilku miejsc idealnie przygotowanych na herbaciane degustacje wybieramy jedno i czekamy na herbaty.

   

Tu wszystko jest herbaciane – w menu nie ma niczego innego. Gdy pani Matylda w końcu zaparza dla nas oolongi, duch herbaty cicho przysiada na parującym czajniczku…

   

…cieszę się tą specyficzną herbacianą atmosferą podgryzając podane przez panią Matyldę słodkości…


Wspominam to miejsce jako zupełnie inny świat – świat pełny herbaty, gdzie autentycznie zapomina się o zgiełku zewnętrznego świata; z tego innego wymiaru bardzo niechętnie wraca się do otaczającej rzeczywistości, mając tylko na pocieszenie smak przepysznej, dopiero co wypitej herbaty i zapamiętane na zawsze dobre doświadczenie…

Bardzo podobnie czułam się w berlińskiej herbaciarni Nannuoshan – przycupniętej cichutko na podwórku otoczonym nadobnymi kamienicami. Ascetyczne wnętrze, śliczne utensylia i cisza przestrzeni, która otula niczym ciepła kołderka kojąc i pozwalając zapomnieć o rozpędzonej kilkanaście kroków dalej jednej z większych metropolii Europy…

               

W Berlinie odwiedziłam też obie filie znanej herbaciarni Paper&Tea. Miłą memu sercu pozostanie ta w dzielnicy Charlottenburg… Byłam tam w pierwszej połowie lutego tego roku. Był wówczas słoneczny ale dość zimny dzień. Wcześniej byłam w Paper&Tea w Mitte, ale nie było to dobre doświadczenie; jednak zaplanowałam sobie zobaczenie jak wyglądają i funkcjonują obie herbaciarnie.
Z zewnątrz Paper&Tea w Charlottenburgu wyglądała całkiem przyjaźnie…

Weszłam do środka i spodobało mi się to miejsce od pierwszego wejrzenia – półki na czajniczki i czarki, gustownie ustawione wazony z kwiatami i stół z utensyliami do parzenia herbaty.

            

I właśnie rozglądałam się dookoła, gdy niespodziewanie podszedł do mnie obsługujący chłopak i poczęstował mnie herbatą – ciepłą i słodką English Breakfast. Dla zmęczonego, zmarzniętego i niczego dobrego w danej chwili nie oczekującego od życia człowieka – taka maleńka czarka gorącej herbaty podana przez przyjaznego gospodarza była balsamem dla duszy…Nigdy nie zapomnę tego błogiego uczucia, gdy ciepło naparu rozlewało się po moim ciele przy pierwszym łyku, a potem przy kolejnym i kolejnym…Rodzi się wtedy takie osobliwe uczucie wdzięczności dla człowieka, który tę herbatę dla ciebie zaparzył i nią poczęstował…Rodzi się z tego ciepłego naparu takie ogólne poczucie wdzięczności i radości…


Niektóre elementy wystroju herbaciarni nie do końca są w moim guście – momentami czułam się trochę jak w muzeum pośród eksponatów… 😉

Ale ogólna atmosfera wspaniała! Młody chłopak zaparzył jeszcze Bai Hao Oolong; wypiłam ze smakiem, kupiłam herbaty i ruszyłam dalej szczęśliwa… 🙂

Podobnego poczucia ciepła i bezpieczeństwa doznaję także za każdym razem gdy wchodzę do Herbaciarni na Ludnej w Warszawie. Niewielkie miejsce, gdzie można zapaść się w miękkiej kanapie i poddać niespiesznemu piciu herbaty, pogawędce z przyjaznym personelem czy poczytać książkę z maleńkiej biblioteczki…

   

Mam sentyment do tego miejsca, bo tu po raz pierwszy słuchałam wykładu Sayamy i tutaj opowiadałam o swoich herbacianych doświadczeniach w Japonii… Lubię to miejsce i ludzi z nim związanych…

Lubię też wrocławską Czajownię 🙂 To miejsce niespieszne, wypełnione dyskretnym pomrukiem rozmów, dobrą energią herbacianej pasji i nieustannego odgłosu lejącej się wody lub herbaty… Pamiętam jak pojechałam tam pierwszy raz na spotkanie z panem Takadą; wracałam pobudzona zielonymi herbatami z Japonii, zaskoczona smakiem naparu z liści sakury i zauroczona gospodarzami i całym zespołem Czajowni. Wróciłam tam na Festiwal Wysokich Temperatur i wówczas – przy pomocy Moniki i Antona – nabyłam swoją pierwszą ceramikę autorską do herbaty. Więc za każdym razem gdy zaparzam herbatę w czajniczku Grzesia Ośródki czy delektuję się naparem w czarkach Andrzeja Bero czy Petra Novaka – z radością wspominam wrocławską Czajownię…

   

Myślę, że to w znacznej mierze pracujący czy związani z daną herbaciarnią ludzie ( a w drugiej kolejności wystrój czy asortyment) decydują o tym, że do danego miejsca chce się wracać…
Tak jest w przypadku dwóch moich ulubionych poznańskich herbaciarni.
Do Art of Tea przychodzę głównie dla gospodarza, z którym rozmowa o herbacie i życiu jest niesamowitą, pełną przygód podróżą. Cenię Anatola za poczucie humoru, herbacianą wiedzę i pasję z jaką zajmuje się herbatą. W herbaciarni Anatola, poza opiciem się wyśmienitą herbatą, naładowuję się też dobrą energią, która wyjątkowo silnym strumieniem płynie tylko w samo południe 😉

        

A w herbaciarni Pod Lampionami – szalenie przytulnego miejsca, gdzie już nie raz rozpływałam się w zachwycie jedząc wegańskie wypieki, spotykam się z Alicją, Asią, Bartkiem i innymi miłośnikami dobrej herbaty, by popróbować unikatowych herbat, porozmawiać o podróżach, szachach czy grze w go, poruszyć filozoficzne tematy czy pośmiać się z dobrego żartu lub historii z życia wziętej…

         

Tutaj, pod ciepłym blaskiem lampionów zapominam o zgiełku otaczającego świata, nabieram pozytywnej energii i wracam do rzeczywistości za drzwiami herbaciarni, by stawić czoło temu, przed czym uciekłam do czarki z herbatą…

Jedna myśl na temat “Herbaciarnie miłe memu sercu…

Dodaj komentarz